Strefa publicystyki ligowej:

Towarzysze sportu – czyli zdrowa twarz Ligi – autor Janusz Lazar

Towarzyszyły zawsze ateńskim, pradawnym igrzyskom, towarzyszyły rzymskim występom gladiatorów. Towarzyszą nam na arenie międzynarodowej, czy lokalnej. Na wypełnionych po brzegi stadionach czy halach i na salach gdzie stają naprzeciw siebie tylko dwie, sześcioosobowe drużyny. Tam gdzie rywalizacja i sport tam były, są i będą ONE. Bez NICH rywalizacja sportowa zostałby sprowadzona do poziomu nic nie znaczącej, niewinnej zabawy, na którą niewielu miałoby ochotę. Kiedyś zapytałem jednego z siatkarzy dlaczego wybrał właśnie siatkówkę. Odpowiedź była prosta: „bo nic nie zastąpi tej adrenaliny przy 13-13 w tie-breaku”. Chcemy, czy nie chcemy, zajmując się sportem będziemy się z NIMI spotykać. I to nie ważne czy będziemy sport uprawiali czynnie czy tylko będziemy go oglądali – ONE będą przy nas.

Można JE podzielić na dwie grupy: dobre i złe.

Dobrze gdy są z nami TE DOBRE, pełne pasji, pełne tego sportowego ducha fair play. Pożerają nas wtedy od wewnątrz, powodując, że krzycząc wyrzucamy JE z siebie. Wyzwalają w nas chęć walki, współzawodnictwa, doprowadzając nie raz do granic możliwości. To ONE wyzwalają w nas tą adrenalinę, która powoduje, że często postępujemy nawet wbrew logice, grając z bolącą nogą, czy kontuzjowaną ręką. Tak naprawdę to ONE powodują, że sport jest pięknym widowiskiem, porywającą chwilą, często niezapomnianym przeżyciem. Nawet na poziomie naszej Ligi.

Niestety istnieje jeszcze ICH druga twarz. Niestety, ale jest. Gdy jej ulegamy, tak naprawdę nie robimy szkody ani IM, ani nawet … sobie, czy innym. Najbardziej szkodzimy … naszej Lidze.

EMOCJE, bo o nich mowa są towarzyszem sportu od momentu jego powstania.

Na nasze mecze przychodzą coraz częściej nasze rodziny, często-gęsto z dziećmi, bliscy czy zaproszeni znajomi lub sponsorzy. Na nasze „nieszczęście” mecze rozgrywamy na niedużych obiektach, na których … po prostu słychać to, co mówimy czy … (niestety) krzyczymy. Na dużych halach, przy pełnych trybunach, dopingu, muzyce, pewne zachowania, czy wypowiadane słowa po prostu rozmyją się w tłumie. U nas … no niestety. Docierają do wszystkich. I chcąc/nie chcąc to właśnie my i nasze uleganie emocjom sprawiamy, czy będziemy dla naszych kibiców zachętą, czy zniechęceniem. Czy o meczu (mimo różnego poziomu) będą mówili tylko w samych superlatywach, czy będą czuli niesmak i zgagę. Oprócz samego meczu to właśnie atmosfera jaką tworzymy podczas jego trwania, jest najlepszą reklamą naszej Ligi, sposobem na pokazanie jej najlepszej twarzy. Zdrowej, zadbanej, po najlepszym peelingu i oczyszczonej z niepotrzebnego kwasu. Wiem, że czasem jest trudno, różne sytuacje w trakcie zawodów się zdarzają. Błędy, kontuzje, kontrowersje. Jednak jestem pewien, że utrzymanie swojego zachowania w ryzach nie jest niemożliwe. Pamiętajmy, iż mimo rywalizacji sportowej, po drugiej stronie siatki (i na słupku ;) ) nigdy nie stoi wróg, tylko kolega.

Gramy w Rybnickiej Amatorskiej Lidze Piłki Siatkowej Atlas Tours, jednej z największych Lig amatorskich w tym kraju, wszyscy, bez wyjątku, jesteśmy jej częścią.

Pokażmy więc na zewnątrz jej najlepszą twarz.

 

SPOZA ANTENY – Bethoven po amatorsku, czyli artyści w swoim fachu – autor Janusz Lazar

W dobie komercjalizacji sportu, robienia z klubów poważnych przedsiębiorstw przynoszących poważne zyski, w czasach kiedy wartość piłkarza mierzy się już nie w dziesiątkach, ale w setkach milionów euro, w epoce, w której 10-12 latek dostaje się do klubu i pyta: „Za ile ?” coraz większym ewenementem staje się sport w wykonaniu amatorskim. Coś, co jest dla ludzi zainteresowaniem, sposobem na spędzenie wolnego czasu, metodą na odstresowanie się po dniu czy tygodniu pracy, enklawą, w której znajdują znajomych, kolegów, przyjaciół i mają możliwość aktywnego spędzenia czasu. Jest to jak ta wioska z bajki o Asteriksie  Obeliksie, która opierała się rzymskiemu najeźdźcy Ludzie przychodzą na salę by się zrelaksować, zasmakować adrenaliny i emocji związanych z grą i walką o zwycięstwo. A po meczu wybrać się gdzieś razem … wspólnie z rywalami, którzy w rzeczywistości są kolegami. Szczególnym więc wydaje się fakt, że nie łączy ich pieniądz czy umowy, a wzajemne zaufanie, wspólna pasja i chęć uprawiania ukochanego sportu – siatkówki. Mówię o naszej Lidze – Rybnickiej Amatorskiej Lidze Piłki Siatkowej Atlas Tours.

Ostatnio zdałem sobie sprawę, że ci tzw. „amatorzy” to ogromna siła. Siła pochodząca nie z komercji, a z serca. Bo tu nikt na niczym nie zarabia, a to co robi, robi bo … chce. Oczywiście wielkie podziękowania należą się Markowi Piksie za to, co dla nas robi, że w materialny sposób wspiera naszą Ligę. Ale jestem w pełni przekonany, że on też należy do tej drużyny „bezinteresownych”.

Zdałem sobie sprawę jaki potencjał drzemie w naszej Lidze. Potencjał ludzi zdeterminowanych, przekonanych, ludzi chcących coś dać od siebie, od tak, bezinteresownie, nie dla jakiejś chwały czy nagrody, a ot tak, z własnej, niczym nie przymuszonej woli. Tacy ludzie przejawiają często, gęsto większą siłę do działania, niż ci, którzy szukają swego interesu.

To odkrycie na nowo potencjału ludzkiego pozwoliło mi na dostrzeżenie innego, ważnego potencjału, potencjału siatkarskiego. Niby „amatorzy”, ale jednak reprezentujący naprawdę wysoki poziom. Wśród setek zawodników, reprezentujących barwy drużyn naszej Ligi znalazłem, dostrzegłem grupę ARTYSTÓW W SWOIM FACHU.

Odpowiedzmy więc sobie na pytanie: kim jest artysta ? Jaka jest jego definicja ?

Artysta – osoba tworząca (wykonująca) przedmioty materialne, lub utwory niematerialne mające cechy dzieła sztuki. Artysta – twórca tym różni się od rzemieślnika – odtwórcy, że swoje dzieła tworzy w oparciu o własną koncepcję, nadając im niepowtarzalny charakter.

Takich ludzi nie brakuje w naszej Lidze, naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Mamy, jak to mówi definicja „odtwórców, którzy swoje dzieła tworzą, kreują w oparciu o własną koncepcję, nadając im niepowtarzalny charakter”. Niech Rybnik i okolice się dowiedzą, o naszych „perłach”.

ROZGRYWAJĄCY:

Kluczowa pozycja na boisku siatkarskim. To od niego często zależy jak będą atakowali inni, od ich koncepcji, kreatywności z reguły zależy gra drużyny.

1.       DAWID DRUŻGA – Dwójka Świerklany Projtrans.

Człowiek, o znakomitym czuciu piłki. Rozgrywa piłkę subtelnie, obracając samymi nadgarstkami. Bardzo trudny do rozczytania przez rywali. Gra bardzo kombinacyjnie. Dawid ma bardzo dobrze ułożone palce, świetnie dociąga piłkę skrzydłowym do antenki. Znakomicie gra blokiem, dysponuje bardzo mocną zagrywką. Unika schematyczności w grze. Bardzo dokładnie dogrywa piłkę na drugą linię. Ekspresyjny, drobiazgowy, perfekcyjny w tym co robi.

 

2.       DARIUSZ ŁASIEWICKI – Jedynka Jankowice II.

Artysta, kreator, motywator. Nie znam rozgrywającego w RALPS Atlas Tours o takiej charyzmie w drużynie jak „Góral”. Z niemożliwej do rozegrania piłki on jeszcze coś zrobi. Perfekcyjne zgranie ze skrzydłowymi, oni zawsze wiedzą w jakim tempie i gdzie dostaną piłkę. Jest nieobliczalny czy dostanie piłkę w przysłowiowy „punkt”, czy na 3-4 metr boiska. Ogromny autorytet. Świetny kolega i skromny człowiek.

 

ATAKUJĄCY:

Jest ktoś taki jak SEBASTIAN ŻARŁOK (Dwójka Świerklany Projtrans). Kat, technik, zawodnik
o znakomitym zasięgu, świetnie ułożonej dłoni w ataku, bijący po kierunkach. Odważny w piłkach sytuacyjnych. Wysoka skuteczność ataku zarówno z pierwszej, jak i drugiej linii. Nie zraża się po nieudanej akcji, posiada niebagatelną umiejętność obijania bloku. Świetny taktyk, w czym pomaga mu wieloletnie doświadczenie boiskowe.

ŚRODKOWY:

1.       MARCIN ZIMOŃCZYK (Leśna Perła Damons Rybnik).

Niesamowicie szybko potrafi przemieszczać się na skrzydło do bloku. Bardzo szybko łapie zasięg. Świetne ułożenie dłoni, a także wyczucie wysokości ustawianego bloku. W ataku nie bije przed siebie, tylko obraca po kierunkach. Dobrze czyta grę.

 

2.       ADAM CEREK (Jedynka Jankowice II).

Pojawił się w naszej Lidze wraz z drużyną KS Volley Katowice. Adama cechuje bardzo dynamiczne najście do ataku i to specyficzne „opóźnienie” uderzenia piłki, co po prostu przekłada się na atak już na opadającym bloku. Bardzo charakterystyczna rzecz w jego grze. Adam ma wysoką skuteczność swojego bloku. Dysponuje także zróżnicowaną zagrywką. Duży motywator swojej drużyny.

PRZYJMUJĄCY:

1.       SEBASTIAN MARCZYŃSKI (Dwójka Świerklany Projtrans).

Miłośnik siatkówki plażowej. Człowiek o niesamowicie stabilnym przyjęciu. Zawodnik o znakomitym zasięgu w ataku. Nazwałem go sobie „zawodnikiem o gumowym nadgarstku”, bo to co potrafi zrobić atakując piłkę potrafi zaskoczyć. Może nie dysponuje atomową siłą, choć potrafi „przyłożyć”, ale technika użytkowa stawia Sebastiana w gronie artystów.

 

2.       MIKOŁAJ SZCZEPAŃSKI (Leśna Perła Damons Rybnik).

W naszej Lidze od tego sezonu i od razu stał się objawieniem na swojej pozycji. Świetny gracz o dobrym przyjęciu oraz niebagatelnej szybkości w ataku. Dużo widzi na boisku, wysoko łapie piłkę i kontroluje ryzyko. Mikołaj dysponuje również atomowym serwisem. Widziałem niejednokrotnie jak zdobywał punkty seriami w tym elemencie.

 

3.       MIROSŁAW HYJEK (Proxeo Silesia Lubomia).

Gość od zadań specjalnych w swojej drużynie. Jeden z bardziej utalentowanych graczy naszej Ligi. Potężny zasięg, siła, dynamika. A z drugiej strony umiejętność „zwolnienia” ręki, czy w ataku czy na zagrywce. W tym elemencie niezwykła powtarzalność. Gracz, którzy bierze na siebie odpowiedzialność w kluczowych momentach meczu. Niezwykły talent siatkarski, choć trapiony kontuzjami. Ale póki co gra i świetnie się tym bawi.

4.  Wojtek Musiolik (Jedynka Jankowice II)

Jeden z graczy o najlepszym zasięgu i wyskoku w Lidze. Jeden z najlepiej punktujących graczy. Dynamika ataku zarówno ze skrzydła, jak i z "6" strefy. Często w momentach kryzysowych dla drużyny bierze atak na swoje barki. Rzadko zwalnia rękę :D, ale jest bardzo skuteczny.

LIBERO:

1.       ŁUKASZ MAJENTA (Leśna Perła Damons Rybnik).

Myślisz libero RALPS Atlas Tours – mówisz Łukasz Majenta. Michał Anioł, Mozart, Mickiewicz, czy Kopernik swojej pozycji. Nie przesadzam. Wielka postać Ligi, znakomity zawodnik, doświadczenie, umiejętność ustawienia się w obronie, znakomita amortyzacja przyjęcia mocnej zagrywki, dogranie w tempo zagrywki typu float. Nawet na rozgrzewce to, co robi, robi perfekcyjnie. Dobry organizator swojej drużyny. Wielki talent.

 

2.       KAMIL KRZANICKI (Proxeo Silesia Lubomia).

Młody wilczek ligowych libero. Ale jest artystą w swoim fachu. Nie można przejść obojętnie oglądając jak czyta grę w obronie, jak podkłada się pod przebijane piłki. Czasem broni intuicyjnie, z ogromnym poświęceniem, ale niezwykle skutecznie. W grze widać zaangażowanie i pasję.

 

Można by napisać jeszcze o wielu świetnych graczach wyróżnić jeszcze kilku, kilkunastu zawodników. Bo takowi są i grają. Ale ci wyżej wspomniani, to gracze nietuzinkowi, mający realny wpływ na grę swoich drużyn. Ludzie kreujący grę, żeby nie powiedzieć wyznaczający pewne trendy siatkarskiego rzemiosła naszej Ligi. Słowem ARTYŚCI. Ktoś powie, że przesadzam. A ja powiem, że doceniam. Doceniam fakt, że oprócz tego, że grają dla czystej przyjemności, to wkładają w tą grę swoją „artystyczną cząstkę”, która w decydujących momentach meczu potrafi przechylić szalę zwycięstwa.

 

Twórzcie, kreujcie, grajcie jak najdłużej, niech jak najczęściej powstają te siatkarskie arcydzieła w tym „amatorskim” świecie.

 

SKAZANY NA SIATKÓWKĘ

Różne w historii sportu, muzyki i kina pojawiały się przykłady ludzi skazanych. W ogóle różni ludzie są skazywani. Np. niestety, to co przykre na odsiadkę (np. „Skazani na Shawshank”), banicję, ale też na sukces. W historii sportu ponoć opinię skazanych na sukces mieli np. Hubert Wagner, siatkarska, męska reprezentacja Brazylii z okresu 2006 roku, czy tyczkarz Siergiej Bubka. Obecnie – człowiek, ponoć, bez stresu – jamajczyk Usain Bolt ;). Jak wiemy lider zespołu „Dżem”, śp. Rysiek Riedel miał opinię „Skazanego na bluesa”.

Mój kolejny rozmówca, w wywiadzie powiedział, że jest, był skazany na … siatkówkę. Jak On już grał w siatkówkę, to wielu graczy naszej Ligi dopiero się rodziło J Jest w Lidze od początku, zacznie 18’ty sezon! Kręci Go rywalizacja z młodszymi siatkarzami na boisku, jazda na nartach, wie co to sztimung J i prowadził „świętą wojnę” z „Beer’ami”, w których … obecnie gra J Tym razem powspominam troszkę z grającą historią naszej Ligi TOMKIEM ZARZYNĄ ;)

1.       Co zdecydowało, że zacząłeś grać w siatkówkę?

 

O mojej przygodzie z siatkówką zadecydowało to, że dostałem się do klasy sportowej o profilu siatkówki, która to została po raz pierwszy stworzona przez śp. Czesława Fojcika w szkole Podstawowej nr 10 w Żorach. Przeszedłem nabór. Wtedy było łatwiej, bo byliśmy sprawniejsi fizycznie. Większą cześć wolnego czasu spędzało się grając w piłkę na podwórku, a nie jak teraz przed komputerem lub w galerii handlowej. Czesiek „stawiał” na dziewczyny, ale przy wspólnych zajęciach z WF-u , byliśmy skazani na granie w siatkówkę. Od klasy 6 zajęcia z WF były prowadzone oddzielnie. Nami, czyli facetami, zajął się Andrzej Gajecki. Było dużo elementów technicznych, wytrzymałościowych. Zrobiło się poważniejsze trenowanie. Zaczęliśmy częściej uczestniczyć w różnych rozgrywkach, zawodach. Po skończeniu podstawówki dostałem się do Technikum Górniczego, gdzie wypatrzył mnie Andrzej Zygmunt, który namawiał mnie na koszykówkę, ale siatkówka wygrała i trafiłem pod opiekę Stefana Adamczyka oraz Pana Szostoka. Mięliśmy super ekipę w Technikum (Luks, Witoszek, Pustelnik). W trakcie nauki część trafiła pod skrzydła Górnika Radlin, a ja pomimo namawiania przez trenerów wybrałem Żory - GKS. W GKS’ie pod okiem Mariana Tomaszczyka grałem najpierw w juniorach, a potem była okręgówka i awans do III ligi. Tam dwa sezony i duże szanse na awans do drugiej, ale brak środków rozwiał wszystko (to były czasy kiedy nie było Plus Ligi tylko I,II,III liga ). Potem przerwa z odrobiną gry na studiach.

2.       Jak trafiłeś do naszej Ligi?

 

Do RALPS Atlas Tours trafiłem dzięki paru kolegom, też siatkarzom z Żor, którzy od jakiegoś czasu spotykali się w Żorach i grali w siatkówkę. Zacząłem spotykać się z nimi dwa razy w tygodniu i graliśmy we własnym towarzystwie. Dzięki wspólnemu pomysłowi kilku zapaleńców pod wodzą Tadosa stworzyło RALPS, w której to od początku zaczęliśmy rywalizować z zespołami z naszych okolic.  Rywalizowaliśmy z kolegami, z których wielu miało przeszłość siatkarską w różnych klubach. Przeważnie byli to moi rówieśnicy lub starsi. Młodzieży było niewiele. Poziom gry był bardziej wyrównany niż obecnie, no i też drużyn było mniej.

3.       Jak przebiegała Twoja kariera w Lidze?

 

Przez pierwsze 7 sezonów grałem w Artusie, w szeregach, którego święciłem największe, amatorskie sukcesy. Skład drużyny w tym okresie się zmieniał, ktoś przestawał grać w Lidze, ale pojawiało się trochę nowych twarzy w naszej ekipie. Natomiast trzon drużyny pozostawał bez zmian. Od ósmego sezonu postanowiłem coś namieszać i przeniosłem się do Beer’ów, gdzie przez dwa sezony grałem. Potem znowu powrót na „stare śmieci” i kolejny przeskok do Beer Teamu na trzy sezony. W sezonie XVI Artus przeniósł się do Rybnika i powstała całkiem nowa drużyna. Tak graliśmy jeden sezon. Po meczu w wielkim finale drużyna z Rybnika zmieniła nazwę na Leśna Perłę Damons Rybnik i kolejny sezon, z roszadami w składzie zacząłem grać z „Damonsami”, ale w ich barwach pojawiłem się tylko w pierwszym meczu. Za zgodą Rady Ligi przeniosłem się do ekipy „Beer Team”, z którą walczyłem w II lidze przez ostatni sezon. Sezon upłynął przyjemnie, wesoło, czasami nerwowo, ale było warto poznać bliżej nowych ludzi, sprawdzić się w II lidze  i stwierdzić, że jeszcze nie jestem taki stary, na co wskazuje mój PESEL i daję radę na siatce rywalizować z dużo młodszymi. W międzyczasie, dzięki zaproszeniu Leszka Dejewskiego trzy razy grałem w Mistrzostwach Polski Oldboyów
w barwach Banku Spółdzielczego Jastrzębie, z wieloma znakomitymi siatkarzami. Co dalej? Nie wiem, czas pokaże.

4.       Co sprawia, że chce Ci się grać?

 

Dla mnie siatkówka jest super sportem, lubię rywalizację drużynową. Sport rzekłbym towarzyski i pokazujący na naszym przykładzie to, że póki są chęci i zdrowie, to każdy może grać. Bardzo dużą przyjemność sprawia mi rywalizacja na siatce z dużo młodszymi kolegami- zawodnikami, którzy to w coraz większej ilości pojawiają się w naszej Lidze. Satysfakcjonuje mnie to, że, facet prawie 50’ letni z powodzeniem rywalizuje z nimi na boisku po drugiej stronie siatki. Chociaż już siły nie te, wzrok i słuch zawodzi :), brakuje szybkości, ale...

No i najważniejsze - TOWARZYSTWO, ZNAJOMI, z którymi od dawna gram i się spotykam na długich rozmowach po graniu i nie tylko, przy czymś zimniejszym. Nerwy na boisku, wybuchy małej agresji, dyskusje przez siatkę, dogryzanie sędziom - tego nie może nigdy zabraknąć.

5.       Co cenisz w Lidze?

 

To, że przez tyle lat z powodzeniem istnieje, rozwija się, cały czas przyciąga nowych zawodników, zaskakuje. To, że pomimo kłótni, niepowodzeń sportowych zawsze wraca się z uśmiechem do gry w kolejnym meczu, treningu. Świetne jest to, że umożliwia nam odskoczenie od codziennych problemów, że tylu super ludzi można poznać, no i że daje nadal możliwość aktywnej rywalizacji sportowej, podtrzymania starych znajomości.

6.       Zawsze grałeś jako przyjmujący?

Nie, nie zawsze była to moja pozycja na boisku. Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, J J, jak zaczynałem boiskowe granie, to siatkarz był szkolony wszechstronnie, do gry na wszystkich pozycjach, nie było specjalizacji. Każdy mógł grać na każdej pozycji. Grało się na dwóch rozgrywających, każdy  mógł przyjmować. Nie grałem tylko jako rozgrywający. Najczęściej grałem jako skrzydłowy.

7.       Grasz w RALPS Atlas Tours właściwie od początku. Porównaj Ligę sprzed 15-18 lat,
a współczesnością?

Jak już wspominałem wcześniej - Liga się zmieniła. Na początku była walka pomiędzy prawie rówieśnikami, każdy z nas miał podobną motorykę, nie było takich różnic w umiejętnościach siatkarskich, jakie teraz obserwujemy. Było dużo mniej drużyn, więc wszyscy się znali ze sportowej strony i nie tylko. Mecze były rozgrywane z większą ilością kibiców, jeździliśmy na nie rodzinnie, pojawiali się koledzy z poza boiska i kibicowali. Sala bardziej żyła takim wydarzeniem. Każdy mecz ligowy był wielkim i oczekiwanym wydarzeniem. Pamiętam, że mecze Artusa z Beerami to były jak „Święta Wojna”, walka do ostatniej piłki, wielu kibiców na sali i doping.

Obecnie doszło do głosu młodsze pokolenie, często o innej mentalności. Ale z drugiej strony to fajnie, bo jest inaczej niż kiedyś. Każdy ma inny cel i priorytety w tych zawodach. Teraz pojawiają się sponsorzy, którzy płaca za salę, stroje, przejazdy. Wcześniej my sami sobie z własnych środków wszystko organizowaliśmy. Ale to też jest duży plus, Liga staje się przez to bardziej widoczna i rozwija się. Wynika to pewnie z tego, że moje pokolenie cieszyło się z samego faktu rywalizacji sportowej. Ważne, że ten pociąg pędzi i oby tak dalej.

8.       Z informacji o Tobie wiem, że siatkówka nie jest Twoja jedyną pasją. Wiem, że masz zamiłowanie do jazdy na nartach razem z przyjaciółmi.  Potwierdzisz to?

Tak zgadza się, poza siatkówką również narty. Wspólne wyjazdy z przyjaciółmi na męskie wypady w grudniu oraz ferie rodzinnie zimą. Wypady grudniowe to oczywiście towarzystwo przyjaciół (mój Mentor- Marek P., Grzegorz O-nasz Guru narciarski, Adam K., Kazo, Andrzej P, Wiesiek K. oraz paru innych spoza siatkówki). Mamy taką, stałą ekipę od parunastu ładnych lat, z którą na wyjazdach oczywiście dyskutujemy o siatkówce i naszej lidze J.

Ulubione miejsca na narty? Nie mam. Wszędzie jest fajnie, jak się przebywa w super towarzystwie i najważniejsza jest atmosfera i „ sztimung”, jak zawsze powtarzał mój kolega Adam Szczepański – notabene świetny środkowy, najlepszy z jakim mogłem grać.

Nie jestem super technicznym narciarzem, jestem samoukiem narciarskim, podpatruję najlepszych jak Grzegorz O, Marek P. i staram się im dorównać. Sprzęt nie jest najważniejszy, no może poza butami (ale w siatkówce też są ważne) – muszą stabilnie trzymać stopę i być wygodne. Pierwsze narty dostałem od wspomnianego Szczepana, miały długość 212 cm. Myślałem, że się na nich zabiję. Były dla mnie, początkującego nie do opanowania, ale Adam powtarzał - nie hamuj, pozwól nartom jechać i w tym coś jest!!!

9.       Czym zajmuje się na co dzień człowiek "skazany na siatkówkę”?

Na co dzień to prowadzę swoją firmę. Sprzedajemy i montujemy stolarkę otworową. No i oczywiście w wolnych chwilach gram w siatkówkę, a ze jest to rzecz święta to robię tak,  by zawsze mieć na nią czas. 

10.   W środowisku Ligowym masz opinię "walczaka".  A jaki jest Tomek w domu?

A w domu? Jak to w domu; rządzi żona, a ja się podporządkowuję . Jestem przykładnym mężem i ojcem. I nie chcę tego zmieniać 😃 Wyżywam się na boisku. Oczywiście emocjonalnie. Moi synowie potrafią grać w siatę, ale wybrali piłkę nożną i grają w klubie w Palowicach, nie ukrywam z niemałym powodzeniem. Córa chodzi do klasy sportowej  w Żorach o profilu siatkarskim.  Niestety szkolenie jest słabe. Ale przy jej wzroście 177 cm ! (a ma dopiero 14  lat), myślę, ze spełni swoje i trochę moje marzenia, o grze w wyższej lidze 😃 Ale nic na silę.

11.   Nazywasz siebie "prawie 50-latkiem". Czy człowiek z takim doświadczeniem siatkarskim ma jakieś obawy?

Tak mam, że kiedyś przestanę grać J

12.   Twój największy, ligowy sukces....

To, że gram do dzisiaj!! Oraz to, że wybrano moją drużynę, Artus Żory, najlepszą drużyną 10 - lecia Ligi, a mnie przy okazji najlepszym zawodnikiem.

13.   Ulubione zagranie Tomka Zarzyny?

Każde, które przynosi punkt dla mojej drużyny.

14.   Na koniec spytam o siatkarskie plany na przyszłość.

Ciiiii!!!! To tajemnica J

Na koniec niespodzianka!! Tego w moich wywiadach jeszcze nie było!

Poprosiłem kilka osób z Ligi by napisali o Tomku kilka słów. Poniżej przedstawiam ich wypowiedzi J MIŁEJ LEKTURY.

Janusz Lazar.

 

„Żywa legenda Ligi - Tomasz Zarzyna rocznik 1968.

W lidze od samego jej początku, czyli 17 sezonów. Absolutny filar Wielkiego Artusa Żory w latach jego świetności, między innymi właściciel trzech tytułów mistrza Ligi. Wielokrotnie wybierany najlepszym przyjmującym ligi.

W trakcie jubileuszowego dziesiątego sezonu ligi wybrany najlepszym siatkarzem dekady.

16 sezonów w pierwszej lidze a ostatni w barwach Beer Teamu w drugiej lidze.

Miałem przyjemność wielokrotnie grać przeciwko Niemu, ale również stojąc w przyjęciu tuż obok w jednej drużynie. Mogę, więc z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że to świetny siatkarz i niesamowity wojownik, ale również fantastyczny człowiek, na którym można polegać!”

TADOS

„Tomasz Zarzyna – hmm … k…a, nie znam gościa … J J A tak na serio …

Kolega, przyjaciel, dobra dusza towarzystwa. Człowiek legenda, którego mam przyjemność znać. Walczak na parkiecie i w życiu codziennym. Gość pełen optymizmu, którym zaraża na co dzień i od święta. Wiecznie uśmiechnięty i z pozytywnym nastawieniem do życia! Opoka Rybnickiej Amatorskiej Ligi Siatkarskiej. Wzór do naśladowania nie tylko na parkiecie. Dzięki takim ludziom jak Tomek, Rybnicka Liga gra od lat i ciągle ma sens”.

URSUS

„Tomasz Z. vel Aveko. Znamy się od sezonu 2002/2003 i pamiętnego finału na hali MOSiR Rybnik z drużyną Tomka - Artusem Żory, wtedy nie sądziłem, że kilka lat później będziemy grać w jednej drużynie i będę miał zaszczyt stanąć pod taśmą ramię w ramię z żywą legendą tej Ligi, bo niewątpliwie Tomek na takie miano zasłużył, ze swoim zaangażowaniem i dżentelmeńską postawą na parkiecie, a także nietuzinkowymi umiejętnościami, jest wspaniałym przykładem dla wszystkich grających w siatkówkę.

Człowiek ten po dziś dzień przykuwa uwagę drużyn przeciwnych i sieje postrach w ich szeregach, pięknie ułożony nadgarstek pozwala mu soczyście zaatakować, a gdy wchodzi w pole zagrywki to niejednemu drżą nogi. Nigdy jako sędzia nie gwizdnąłem mu podwójnej piłki, co oznacza, że z techniką jest za pan brat i nie raz widziałem, jak pięknym, siatkarskim padem wyciągał piłki znad parkietu.

Tomasz jest też pozytywnym człowiekiem w życiu prywatnym, zawsze znajdzie czas, aby pogadać, Jego wesołe usposobienie sprawia, że ma wokół siebie dużo przyjaciół i znajomych, którzy lubią przebywać w Jego towarzystwie i bardzo chętnie stukną się z Nim złocistym płynem :) .

Mam też z Tomkiem wesołą anegdotę, wprawdzie nie z moim udziałem, ale byłem blisko sprawy. Otóż podczas jednego z wielu meczów, mój przyjaciel Wicek, zapowiedział Tomkowi, że Go zablokuje, a gdy to uczyni, to zakupi mu skarpetki "pierwyj sort". Wiadomo Wicuś wzrostem nie grzeszy, a Tomuś nie nad takimi tuzami atakował, więc sprawa wydawała się z góry przegrana. No i podczas jednej z akcji Tomek wybrał się po prostej przez Wicka i ... czapa była pierwszorzędna, Tomuś dostał porządne skarpetki, na hali kupa śmiechu, a przy następnej okazji, tak jak było ustalone, Wicek wręczył piękne, białe skarpetki koledze Tomkowi, który prezent przyjął z uśmiechem i klepnął swoją "małą" dłonią Wicka w plecy.

Oby więcej takich ludzi nie tylko w naszej lidze, ale i na świecie, a życie będzie tak jak motto: ŻYCIE JEST PROSTE , JEDZ, ŚPIJ I GRAJ W SIATKÓWKĘ.”

JARUNIO

„Tomka znam od, wstyd się przyznać, ale przeszło 30’tu lat. Wielki talent  siatkarski, podpora żorskich drużyn zarówno tych byłych zawodowych, jak i amatorskich. Niespokojny duch, co pomaga mu w biznesie, dobry kumpel i sportowiec, z żelaznym zdrowiem, bo kto (nie wypominając mu wieku) tak długo gra w tej Lidze na tak dobrym poziomie? Sportowiec z zamiłowania, bo nie tylko siatkówka, ale i rower, a przede wszystkim narty, na które wyjeżdża ze swoją ekipą (czyli z nami), przynajmniej dwa razy do roku. Kilkukrotny MVP ligi amatorskiej. W pracy zawodowej też doceniany nagrodami i wyjazdami. Ojciec dwóch super chłopaków i pięknej córki. Synowie też udzielają się w sporcie, ale piłka nożna... Tradycje siatkarskie kultywuje córka w MUKS Sari Żory, która już zaczyna odbierać nagrody w swoim roczniku. Tomek to ciekawa postać, która na pewno kojarzy się z RALS a RALS z Tomkiem Zarzyną... Dobry kumpel , ojciec i mąż.”

MAREK PIKSA

 

„Co ja ci mam napisać o Tomku Zarzynie? Kiedy zaczynałem swoją przygodę z RALS w ekipie Eltomontu (II edycja), Tomek już był gwiazdą tej Ligi i jednym z jej najbardziej wyrazistych zawodników. Przez te wszystkie sezony niewiele się zmieniło - zawsze są jakieś gwiazdy, zawsze są jakieś zespoły, wybijające się przez sezon lub dwa. Co sezon są zawodnicy, którzy wykazują się niesamowitym potencjałem, mają ogromny wpływ na grę swoich ekip; lecz niewielu jest takich, którzy, jak Tomek, potrafią utrzymać wysoką dyspozycję i wywierać tak duży wpływ na zespoły, w których grają. A ponadto, po meczu, poza boiskiem to przykład człowieka, który "trzyma poziom". To może zbyt "słodka" laurka - nie znam go zbyt dobrze, jako człowieka, lecz dla mnie był zawsze wzorem zachowania na boisku, gry fair-play i jedną z twarzy tej ligi - nieodmiennie kojarzoną z Artusem (chociaż jego ścieżki nie zawsze pokrywały się z tymi wydeptywanymi przez żorską ekipę). Pamiętam, jak w sezonie, gdy zdobywaliśmy mistrzostwo ligi, graliśmy mecz z Artusami, w żorskiej budowlance. W jednej z akcji udało mi się obronić jego atomowy atak z prawego skrzydła - to było wtedy COŚ - podbić takiego zawodnika! I po tylu latach, gdybym ponownie obronił jego "strzał", byłbym z siebie, z pewnością, równie dumny.”

DAREK FIRUT vel SIMON_SAYS

 

PESEL MÓWI SAM ZA SIEBIE

 

Pisząc o moim rozmówcy nasuwa mi się fragment wypowiedzi jednego z moich ulubionych twórców i satyryków – Andrzeja Poniedzielskiego:

„Do dziś mam wrażenie, że o czyimś wydorośleniu nie wiek, nie ogólne obycie, oczytanie czy nagłe zainteresowanie pracą, czy rodziną świadczy. Tym znacznikowym momentem jest chyba utrata skłonności do rozbryzgiwania kałuż”.

Wiem, że mój gość tej dziecięcej, „kałużowej” radości nie stracił mimo upływu wielu wiosen. Swoim optymizmem, zapałem w robieniu czegoś ujmuje nas cały czas. Nie przestaje, za co go bardzo szanuję. Mam czasem wrażenie, że pesel i czas nie mają na niego wpływu J. Wiecie, że potrafi sypać kawałami z rękawa?

O siatkówce, działaniu na rzecz innych i … trudną rolą bycia dziadkiem rozmawiam z ikoną Jankowic WŁODKIEM BARWINKIEM.

Zapraszam.

1.       Jak zaczęła się Twoja przygoda z siatkówką?

Moja przygoda z siatkówką zaczęła się  w Jastrzębiu Zdrój, a konkretnie to w Górniku JAS-MOS, był kiedyś taki klub, na którego podwalinach powstał GKS Jastrzębie. Faktycznie to od szóstej klasy podstawówki trenowałem w tym klubie hokej na lodzie aż do pierwszej klasy licealnej. Wtedy to pojawił się na zajęciach w-f, trener Bronek Orlikowski który przyjechał do Jastrzębia z Wałbrzycha, wraz z nim przyjechało kilku już dobrych zawodników takich jak: Adam Kowalski, późniejszy trener Jastrzębian i wielu innych. I tak rozpoczęła się moja przygoda z siatkówką w Jastrzębiu, która trwała od 1969 do 1974 roku. Ale to, że zacząłem trenować i grać w siatkówkę kosztem hokeja, to zasługa Bronka Orlikowskiego, wspaniałego trenera i przyjaciela w jednym ale także Adama Kowalskiego.  

 

2.       Jak trafiłeś do Jankowic?

Do Jankowic trafiłem w bardzo nietypowy można rzec sposób. Otóż na wycieczce do Warszawy, zorganizowanej przez KWK "Manifest Lipcowy" spotkałem obecną moją żonę Halinę, z którą już jestem w związku małżeńskim 41 lat.

3.       Jak zaczęła się siatkówka w twoich Jankowicach?

Siatkówka w Jankowicach istniała już od bardzo dawna, ale w takim typowo amatorskim wydaniu, na sali która miała wymiary 18m x 9m, spotykaliśmy się w gronie pasjonatów siatkówki z ówczesnym nauczycielem w-f Rudolfem Karwatem. Potem był Sokół Boguszowice, a następnie z grupą kolegów ze Świerklan stworzyliśmy drużynę Dwójka Świerklany w której w tamtych czasach grali tylko mieszkańcy Gminy Świerklany.

4.       Opisz Twój wkład w budowę tej pięknej sali w Jankowicach ...

W 2000 .r. w Gminie Świerklany doszło do referendum gminnego i przedterminowych wyborów samorządowych, powodem referendum była niezgoda dotycząca budowy jednego gimnazjum w Gminie a nie dwóch tak jak chciała większość czyli w głównej mierze mieszkańcy Świerklan. I tak przez 6 lat byłem w Gminie Świerklany zastępcą wójta i właśnie w tym okresie powstały takie inwestycje jak kompleks oświatowy w Jankowicach i Gimnazjum w Świerklanach. Zaraz po oddaniu do użytku sali gimnastycznej w Jankowicach przystąpiłem do montowania drużyny siatkówki, a ponieważ w Świerklanach wymyśliliśmy nazwę Dwójka Świerklany to nie mogło być inaczej i w Jankowicach powstała Jedynka Jankowice i od 2003.r. przystąpiliśmy do pierwszych rozgrywek Rybnickiej Ligi Siatkówki.

5.       Skąd pomysł na aż 3 drużyny w Lidze?

Skąd pomysł na trzy drużyny? samo życie tak tym pokierowało, ponieważ było dużo chętnych to powstały trzy drużyny, tym bardziej że, mamy do dyspozycji 2 sale gimnastyczne w sumie trzy razy w tygodniu. Sale są udostępniane nieodpłatnie, bo taką strategię działania ustaliliśmy w Radzie Gminy że, wszystkie drużyny sportowe z terenu naszej Gminy korzystają nieodpłatnie z obiektów sportowych.

6.       Jak radzisz sobie z koordynacją ich działań/gry w Jankowicach?

Jeżeli chodzi o koordynację działania tych trzech drużyn, to moja rola polega na tym aby zawodnicy mieli to co potrzebują, natomiast o doborze kadrowym do drużyn decydują sobie sami szefowie drużyn oczywiście korzystając niekiedy z mojej rady.

7.       Jeśli nie siatkówka to ...?

Na dzień dzisiejszy nie mam alternatywy, chociaż w latach 80-tych związany byłem  z LKS Orzeł Jankowice, klubem piłkarskim. Ale wtedy nasza działalność społeczna polegała na wspólnym działaniu grupy kolegów przy budowie szatni oraz przy odbudowie zniszczonego przez szkody górnicze boiska piłkarskiego. Były też wspaniałe festyny sportowe, na których gromadziło się po kilkaset osób, całymi rodzinami, ale to już przeszłość.

8.       Włodek co takiego jest w siatkówce, że tak się w nią angażujesz w wymiarze lokalnym i amatorskim?

Siatkówka ma to do siebie, że ona ludzi łączy, świadczy o tym nasza Liga gdzie młodzi grają ze starszymi, a niektóre drużyny mają naprawdę "wysoką" średnią.
Uważam, że pomimo ambicji sportowych tworzymy grupę dobrych kolegów, a niekiedy i przyjaciół. Sama gra w siatkówkę jest grą bardzo szybką dyscypliną ludzi inteligentnych i podejmujących szybkie decyzje na boisku. Może popularnością ustępujemy np. piłce nożnej, ale niech mi ktoś pokaże amatorską ligę piłki nożnej, tak liczebną i tak zorganizowaną jak nasza rybnicka. A już sama organizacja zawodów na najwyższych szczeblach rozgrywkowych i atmosfera wśród kibiców to jest fantazja.

9.       Zawsze Ci to powtarzam - nie wierzę w twój wiek :-))) Co sprawia, że i wyglądasz młodo i zarażasz wokoło optymizmem ?

Odnośnie wieku, Januszku numer pesel mówi sam za siebie. Optymistą byłem całe życie, chociaż nie brakowało w nim zdarzeń bardzo smutnych, przykrych i takich jak np. kłopoty zdrowotne których nie chciałbym jeszcze raz przeżywać.

10.   Jakie marzenia siatkarskie ma Włodek Barwinek?

Marzeń siatkarskich to ja już za bardzo nie mam, chciałbym aby w Jankowicach w siatkówkę grało jak najwięcej młodzieży. A jak się jeszcze kiedyś uda wygrać naszą Ligę to będę bardzo szczęśliwy.

11.   Jak najchętniej spędzasz wolny czas?

Z tym wolnym czasem u mnie to bywa bardzo różnie, bo pomimo że jestem emerytem górniczym, to prowadzę taką działalność gospodarczą, która pochłania bardzo dużo czasu. Ale w wolnych chwilach lubię pojeździć na rowerze od niedawna korzystam z siłowni pod "chmurką" w Jankowicach, trochę pracy w obejściu, jak to na wsi. Staram się zaszczepić bakcyla siatkarskiego moim wnukom ale na razie „przegrywam" z piłką nożną. W okresie jesienno-zimowym jeździmy z moimi wnukami na lodowisko do Pszowa.

12.   Jak widzisz nasza Ligę za 10 lat?

Widząc zaangażowanie takich ludzi jak Tados, Janek Kasprowicz, Marek Piksa, czy Janusz Lazar i wielu, wielu innych to jestem spokojny o następne 10 lat. Cytując słowa Jerzego Owsiaka to nasza Liga „będzie grać do końca świata i jeden dzień dłużej", a jeżeli Opatrzność pozwoli to ja też ukochanej siatkówki i Jedynki  Jankowice nie opuszczę.

13.   Co takiego pociąga Cię w RALPS Atlas Tours że się w nią tak angażujesz?

Przez te lata poznałem bardzo dużo wspaniałych ludzi, kolegów, przyjaciół i tak jak Ci pisałem poprzednio siatkówka dla mnie jest najwspanialszą dyscypliną sportową. A widząc przez te lata bardzo dużo tych samych osób związanych z naszą Ligą to myślę że siatkówkę traktują podobnie jak ja.

14.   Na koniec Twoje życzenia dla Ligi przed nadchodzącym, nowym sezonem.

Życzę Wszystkim drużynom jak najlepszych wyników, a zawodnikom jak najmniej kontuzji. No i sędziom jak najmniej pracy, ale jak najwięcej trafnych decyzji.

 

Janusz Lazar.

KRÓLEWSKA KATEGORIA

Jako, że mamy wakacyjny czas, część z nas na urlopie już była, część jest, a część dopiero będzie. Z reguły w okresie wakacji, tuż po zakończeniu sezonu, na naszej stronie niewiele się dzieje.
W tym sezonie postanowiłem nieco wyrwać kilka osób z ich świętego, wakacyjnego spokoju i zachęcić do odpowiedzi na kilka pytań
J.
Wywiady to w naszej Lidze rzadkość. Z reguły udziela ich tylko Tados
J Wpadłem na pomysł by nieco odmienić ten stan rzeczy J Przeprowadzę kilka wywiadów z ludźmi związanymi z naszą Ligą.
Na pierwszy ogień udało mi się namówić do wywiadu najlepszego libero naszej Ligi, szefa „Damonsów” – ŁUKASZA MAJENTĘ.
Okazało się, że po sezonie ligowym drużyna Leśna Perła Damons Rybnik, w nieco odmienionym składzie, w dniach 17-19.06.2016, wzięła udział w XXI ORLEN Mistrzostwach Polski Old Boy’ów i to w „królewskiej’ kategorii +35. Zawody były rozgrywane w Drzonkowie. Dodajmy, że tytularnym sponsorem Mistrzostw był Orlen, a odbywały się one pod patronatem PLPS.
W krótkim wywiadzie Łukasz zdradza, dlaczego, jak walczyli i czemu jeszcze nie kwalifikują się do grona „starych chłopców” ·? Zapraszam do lektury.

1.       Co zmotywowało/ przekonało Leśną Perłę Damons Rybnik do wzięcia udziału w Orlen Mistrzostwach Polski OLD Boyów?
Postanowiliśmy się zebrać i wystąpić w tych Mistrzostwach ze względu na mocną obsadę tego turnieju i chęci rywalizacji z zawodnikami-legendami polskiej siatkówki! Bo jak wszyscy wiemy, wystąpili tam zawodnicy, którzy zdobywali medale dla reprezentacji jak i swoich klubów.

2.       Jak jako szef drużyny dobierałeś skład?
Skład dobrany był z naszej ekipy. Zawodnicy, którzy mieli odpowiedni wiek plus nasi przyjaciele, z którymi się znamy z gry w zespole  Górnik Radlin, a przypomnę, że oni wywalczyli historyczny awans do Plus Ligi.

3.       Turniej trwał 3 dni, gdzie odpoczywaliście, nocowaliście?
Większość czasu przebywaliśmy na wspaniałym obiekcie gdzie rozgrywane były mistrzostwa. Wszystko było na miejscu, a jest to naprawdę ogromny obiekt ze znakomitą infrastrukturą. Miejsce noclegu mieliśmy oddalone o 6 km od Drzonkowa, w  Zielonej Górze.

4.       Napisz co czuliście przed pierwszym meczem na Mistrzostwach Polski? W jaki sposób motywowaliście się do walki?

Do pierwszego spotkania podeszliśmy bardzo skoncentrowani i mocno podekscytowani. Mecze odbywały się na dużym obiekcie, hala była podzielona na 5 boisk. Ciekawostką był fakt, że przy naszym była duża ilość kibiców. Wszyscy byliśmy nastawieni pozytywnie, bo mieliśmy „smaka” na medal, choć każdy wiedział, że w "królewskiej" kategorii będzie to bardzo trudne, tym bardziej, że jako pionierzy przecieramy dopiero ten szlak.

5.       Jak wyglądał pierwszy mecz? Jak wyglądała rywalizacja w grupie?

Początek turnieju pokazał, że nie ma tam słabych zespołów i mecz toczył się do połowy punkt za punkt. Później odskoczyliśmy na parę oczek. Następnie  wkradło się w nasze szeregi rozluźnienie. Drużyna z Warszawy doskoczyła, ale końcówka należała do nas i wygrywamy pierwsza partię. Pierwsze koty za płoty – zwyciężamy premierową odsłonę na Mistrzostwach Polski!! Potem gdy puścił pierwszy stres poszło już gładko. Każdy ze składu pograł i z uśmiechem na ustach, po bardzo dobrym meczu schodziliśmy zwycięsko! W sobotę rano Mostostal Kędzierzyn – Koźle rozprawił się z Warszawą i było jasne, że nasz mecz
z Mostostalem to będzie mecz o wszystko!

6.       Jak spędzaliście czas poza turniejem? Jaka atmosfera panowała w drużynie?

Wieczorkiem posiedzieliśmy i mocno się zintegrowaliśmy wspominając stare, dobre czasy i przeżyte razem chwile.

7.       Jak trudny był mecz z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle?

Mimo naszych starań i podjęcia „rękawicy” Mostostal pokazał, że jest klasą samą w sobie. Tego nie muszę mówić, że kiedy była potrzeba robili swoje, a my niestety chyba za bardzo spięci sami dostarczaliśmy momentami punkty po bardzo prostych błędach. Zaczęły się niepotrzebne rozmowy, a wynik uciekał. Sebastian Świderski w znakomitej formie. Zresztą kto tam nie był: MVP turnieju Benek Szczerbaniuk, Jarosław Stancelewski, Bartek Soroka, Olek Januszkiewicz, Michał Chadała... wielkie nazwiska. Przegrana bez wygrania seta zamknęła nam drogę do finałowej czwórki.

8.       Jak odbieracie to wywalczone i zdobyte, znakomite 5 miejsce na Mistrzostwach Polski Olboy'ów?

Zajęte 5 miejsce to z jednej strony niedosyt, bo wiadomo chciałoby się... a z drugiej i tak jak na pierwszy raz uważam to za sukces i wiem, że będziemy chcieli wrócić i powalczyć jeszcze o więcej!      

9.       Czy jest ktoś, kogo chciałbyś wyróżnić w waszej drużynie?

Jednej osoby nie! To  jest zespół i każdy zasługuje na wyróżnienie, bo gdzieś dokłada swoją cegiełkę do tego wszystkiego, co robimy. I dlatego chciałbym wyróżnić wszystkich, bo każdy po kolei na to zasługuje. Są to naprawdę wspaniali ludzie.

10. Czym sam turniej Was zaskoczył?

Solidną organizacją, swoim rozmachem, ogromnym terenem, możliwością spotkania fantastycznych ludzi, których łączy jedna pasja – siatkówka.                                                                                                              

11.   Czy czujecie się już oldbojami;-)?

Jeszcze chyba nie (śmiech), ale większość z nas już nie gra w klubach i nie trenuje raz czy dwa razy dziennie, więc pomału wszystko na to wskazuje, że tak jest.                                                                                      

12. Komu chciałbyś szczególnie podziękować po Waszym występie?

Korzystając z okazji chciałbym serdecznie podziękować firmom, osobom, dzięki którym możemy pokazywać się na takich wielkich turniejach, jak i występować w naszej Lidze. A są to Restauracja Leśna Perła - organizator wesel i wszelkich imprez okolicznościowych, Colo Sport Damian Szkolny „Damons” -  Firma szyjąca odzież sportową, Lasel, Towalski Exchange - kantor wymiany walut, Oknoplast - Tomasz Zarzyna, Premium Ubezpieczenia - Krzysztof Piotrowski, Kuźnia Mocy - odżywki i suplementy diety, Salon Fryzjerski „Kasia” i Iwona Szostek nasz manager.

 

Leśna Perła Damons Rybnik zajęła 5 miejsce na MP Old Boy’ ów w kat. +35. Zagrali w składzie: Łukasz Majenta, Jakub Wons, Wiktor Borowski, Paweł Szabelski, Mariusz Wiktorowicz,  Marcin Grygiel,  Jarosław Sobczyński, Maciej Rzędzicki i Jarosław Maciończyk

Tytuł Mistrza Polski ostatecznie zdobył kędzierzyński Mostostal. Ale myślę, że oprócz rywalizacji sportowej bardzo istotny był niezwykły klimat imprezy, wspaniała integracja, wiele odbytych spotkań i rozmów. Leśna Perła Damons Rybnik wypłynęła na nieznane dla siebie dotąd wody. Zaznali smaku imprezy rangi mistrzowskiej! I to z jakim skutkiem! Zdobyte 5 miejsce w debiutanckim występie jest sukcesem Łukasza i jego drużyny, z którego również i my bardzo się cieszymy. Na pewno poczuli się po … królewsku J.

 

Janusz Lazar.